„Noe” Darrena Aronofsky’ego

Chyba nigdy bym nie pomyślał, że najlepszy film na podstawie Biblii, jaki widziałem, powstanie w oparciu o historię Noego.

________________________

Opowieść o potopie wydawała mi się pozbawiona dramaturgii. Choć można znajdować w niej głębsze znaczenia, jak na święty tekst przystało, na dosłownym poziomie jest prosta, pozbawiona emocji i konfliktu. Mimo to, skuszony nazwiskiem reżysera, poszedłem do kina na „Noego”, najnowszy film Darrena Aronofsky’ego – i było warto.

Dokonując jakiejkolwiek adaptacji Biblii, bardzo łatwo popaść w tanią hagiografię. Święci bohaterowie, którzy nigdy nie odnoszą porażek i zawsze mają rację, Bóg, który zawsze ratuje ich z opresji, morały prostsze i bardziej nachalne od tych z elementarza dla pierwszoklasistów. Kiedy czytam Biblię, mam zupełnie inne wrażenia. Tekst jest często niezrozumiały, a motywacje postaci – zagadkowe; czytam, zastanawiając się, jak rozumieć gniew karzącego Boga lub złorzeczenia proroków. Historia Noego nie jest tutaj wyjątkiem: czy Bóg, który oddał życie na krzyżu, wyniszczałby całą ludzkość poza jednym wybranym z rodziną? Czy przeklinający Chama Noe może być wzorem do naśladowania?

Noe

W „Bliźnie Odyseusza” Erich Auerbach zauważył, że Biblia zostawia bardzo wiele niedopowiedzeń; w przeciwieństwie do greckiego eposu przedstawia szkielety opowieści, które czytelnik może wypełnić detalami. Tak zrobił Aronofsky, ze szkicowego biblijnego opisu wyprowadzając i osobowość Noego z rodziną, i konflikt, i dramaturgię. Pytanie, czy zagłada większości ludzkości w potopie jest słuszna, pada w „Noem” zadawane wielokrotnie – nie otrzymujemy też oczywistych odpowiedzi.

Filmowy Noe błądzi. Bóg przemawia do niego przez znaki – ale te nie są oczywiste, a bohaterowie interpretują je na różne sposoby. Takie przedstawienie postaci wydaje mi się bardzo bliskie współczesnym ludziom, naszej religijności. Nie wiemy, jaka dokładnie jest wola Boga, rozumiemy ją lepiej lub gorzej, wiemy, że przekonanie o własnej nieomylności prowadziło już do wojen religijnych i palenia heretyków. Podobnie jak każdy człowiek, rozumiejący na swój sposób Boga, filmowy Noe może stać się zarówno bohaterem, jak i potworem.

W „Noem” jest mowa o ludzkim potencjale do czynienia zła i dobra, są wątki ekologiczne, jest nawet heroicznie zbuntowany w stylu kapitana Ahaba antagonista, Tubal-Kain. Jest trochę ludzkiego dramatu i trochę widowiska – efekty specjalne, aktorstwo (a przede wszystkim Russel Crowe) i muzyka Clinta Mansella niosą film nie mniej od scenariusza i dylematów, przed jakimi stają bohaterowie, przynajmniej w pierwszej części. Niektóre ujęcia (zwierzęta wchodzące do arki) są wręcz magiczne. Film Aronofsky’ego w żadnym przypadku nie jest świętym tekstem, jak Biblia; będzie źródłem przeżyć raczej estetycznych, niż duchowych – ale jest świetnie pomyślany i bardzo dobrze zrobiony.

________________________

Źródło zdjęcia: ILM – © MMXIV Paramount Pictures Corporation and Regency Entertainment (USA), Inc. All Rights Reserved.

Witek Krawczyk

Lubię rozmawiać o religii i twardo bronię stanowiska, że nie trzeba się przy okazji kłócić. Studiuję filologię angielską, a w wolnych chwilach zdarza mi się czytać książki, przesiadywać w internecie, grać w gry fabularne i wyjmować biegusy zmienne (calidris alpina) z pułapek.

Tweety na temat @Przedmurze