Adwent charyzmatyków? O Plastrze miodu ojca Adama Szustaka OP
Wydawnictwo Znak opublikowało nową książkę ojca Adama Szustaka, znanego dominikańskiego kaznodziei. Plaster miodu ma te same zalety i wady, co cała działalność charyzmatycznego zakonnika – i podobnie jak w pozostałych przypadkach, zalety przeważają.
____________
Książka jest zmodyfikowanym zapisem rekolekcji adwentowych poprowadzonych w grudniu 2014 roku. Dzieli się na kilkustronicowe rozdziały, które odpowiadają kolejnym dniom adwentu – przeznaczone do wieczornej lektury, inaczej niż w obecnych porannych rekolekcjach #jeszcze5minutek . Ostatnie strony każdego rozdziału zawierają błogosławieństwo i modlitwę na koniec dnia, a także krótkie zadanie (wypisz sprawy, w których potrzebujesz ratunku Boga; odezwij się do kogoś, z kim nie jest ci po drodze; rano zapisz pierwszą dobrą myśl, jaka przyjdzie ci do głowy).
Całość została starannie opracowana, z dobrą redakcją i korektą językową, w szacie graficznej konsekwentnie podkreślającej podział Plastra… na różnego typu treści (od cytatów z Biblii po symulację odręcznych notatek na początku rozdziałów). Lekturę urozmaica kolorystyka, łącząca barwę białą, czarną i pomarańczową. Zarzuty można mieć tylko do czytelności niektórych – skromnych objętościowo – partii tekstu, zwłaszcza do pojawiającej się gdzieniegdzie białej czcionki na pomarańczowym tle.
Punktem wyjścia dla ojca Szustaka jest zawsze Biblia. Czasami dominikanin korzysta z czytań mszalnych na dany dzień (zgodnie z ubiegłorocznym kalendarzem liturgicznym), a czasami sięga do innych fragmentów Pisma Świętego. Z każdego urywka wybiera kilka do kilkunastu słów, aby to na nich się skoncentrować w dalszej refleksji.
Adam Szustak pisze konkretnie, a miejscami wręcz dobitnie. Widać to już w rozważaniach na poniedziałek pierwszego adwentowego tygodnia, gdzie z Księgi Izajasza (Iz 64,4-5) wyróżnione są słowa „nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata”. Autor przywołuje łaciński przekład kluczowego wyrażenia, quasi pannus menstruatae, aby porównać biblijną szmatę do podpaski: „To materia, która została zanieczyszczona wydzieliną z ciała kobiety, krwią, która się z niej wydobyła. […] W ten sposób w Księdze Izajasza opisana jest nasza miłość, nasza chęć nawrócenia, nasze dobre i sprawiedliwe czyny. […] Podpaska, którą trzeba wyrzucić!”.
Później autor dodaje, że nie mamy rezygnować z czynienia dobra, tylko porzucić snucie marzeń o własnej doskonałości i zamiast tego oprzeć życie na tęsknocie za Bogiem. To uściślenie jest ważne, ale tutaj chcę podkreślić siłę obrazu, którego używa zakonnik, aby sprowadzić abstrakt do konkretu. Takich ilustracji jest w książce wiele i dają jej one dużą siłę.
Szustakowy sposób odnoszenia się do Biblii budzi też jednak pewne wątpliwości. Weźmy fragment o uzdrowieniu chorego przy sadzawce Betesda (poniedziałek trzeciego tygodnia):
Gdy zajrzałem do tekstu greckiego, okazało się, że dosłownie jest tam napisane: «Panie, nie mam człowieka, który by mnie wrzucił do sadzawki». To dokładniejsze tłumaczenie nasuwa mi skojarzenie z wyrażeniem «rzucić kogoś», które w języku polskim odnosi się do relacji międzyludzkich. […] Tak jakby chory trwał ciągle w poszukiwaniu kogoś po to tylko, by ten go rzucił!
Do tej metody swobodnych skojarzeń można mieć liczne zastrzeżenia. Mnie przeszkadza ona w odbiorze, gdyż mam poczucie, że w taki sposób da się wyciągnąć dowolne wnioski z lektury dowolnego tekstu. Jak pisał na naszym blogu Janek Popieluch: „interpretację niektórych fragmentów [ojciec Szustak] opiera na poetyckich szczegółach, które nie stanowią ich natchnionej treści. […] W tym kontekście można także dostrzec niepokojącą tendencję do naginania Pisma Świętego do własnej homilii”. Nawet sam autor przyznaje, że niekiedy skojarzenia prowadzą go dość daleko.
Czytanie książki może skłaniać do nadmiernego subiektywizmu w czytaniu Biblii; do rozwijania religijnej wyobraźni, ale nie wiedzy. Dlaczego jest to problematyczne? We współczesnym świecie nasila się proces pentekostalizacji, a więc upodobniania różnych wyznań chrześcijańskich do ruchów zielonoświątkowych1. Jak pisze ks. Andrzej Kobyliński w artykule poświęconym temu procesowi, w wielu polskich wspólnotach katolickich pozostających pod jego wpływem „można spotkać […] postawy niechętne naukowemu dyskursowi oraz refleksji teologicznej”. Plaster miodu nie tylko dowartościowuje luźne skojarzenia, ale też zaniedbuje wiedzę filologiczną czy biblistyczną i nadzwyczaj oszczędnie odwołuje się do tradycji interpretacyjnej Kościoła katolickiego. Pod paroma względami zbliża się więc do zielonoświątkowych sposobów mówienia o Bogu.
Oczywiście istnieje także wiele różnic. Dla przykładu, teologia o. Szustaka nie zmierza do uprawomocnienia materialnego sukcesu i dobrobytu (co stanowi cechę tzw. trzeciej fali pentekostalizmu). Plaster miodu trudno nazwać książką zielonoświątkową, ukazał się on zresztą za zgodą prowincjała polskich dominikanów. Publikacja może jednak przemówić z największą siłą do tych ludzi, którym chrześcijaństwo charyzmatyczne jest szczególnie bliskie, a z przyczyn wskazanych przez księdza Kobylińskiego warto podchodzić do niego z rezerwą2.
Wszystko to nie podważa bezsprzecznej wartości Plastra miodu, która polega na mówieniu o Piśmie Świętym we współczesnym języku. Mam tu na myśli zarówno sprawy stylistyczne, jak i poruszanie istotnych życiowych problemów. Jestem pewien, że większość z nas niejednokrotnie słuchała kazań i homilii, w których brak konkretów zbiegał się z archaizowanym słownictwem i podniosłym tonem głosu – wielu polskim księżom warto byłoby podsunąć trzeci rozdział adhortacji Evangelii gaudium. Ojciec Szustak mówi inaczej: chętnie sięga po przenośnie, porównania, unika formalnego języka, regularnie powraca do codziennego życiowego doświadczenia. Nadal robi więc wszystko to, czym przyciągnął już dziesiątki tysięcy ludzi. Rzadkie potknięcia, w tym metafory o mało czytelnej treści lub niepożądanych konotacjach (jak na stronie 72: „Jan Chrzciciel […] był trochę takim starożytnym hipisem”), w żadnym razie tego nie przekreślają.
Przyłączam się do opinii Janka Popielucha, że pomimo wątpliwości trzeba cenić owoce ewangelizacji prowadzonej przez ojca Szustaka. Przerost religijności charyzmatycznej we współczesnych społeczeństwach pozostaje istotnym problemem, ale nie to jest kluczowym kontekstem działalności zakonnika. Najważniejszy jej cel (i jak wierzę, również skutek) to przezwyciężanie rutyny i obojętności, które są silne nie tylko w rodzimym katolicyzmie, lecz także po prostu w Polsce. Na przykład w jednym z niedawnych sondaży Centrum Badania Opinii Społecznej tylko 19% respondentów zadeklarowało, że w ostatnich dwunastu miesiącach poświęcili czas na nieodpłatną pracę w stowarzyszeniu, fundacji, instytucji kościelnej czy też innej organizacji. Poważniejsze traktowanie Biblii – w szczególności Ewangelii – może być cenne zarówno dla jednostkowego rozwoju duchowego, jak i dla całego naszego społeczeństwa.
____________
2 Krytycznie o pentekostalizacji wypowiada się duchowny w niedawnej rozmowie dla „Tygodnika Powszechnego”. W roli przejawów rzeczonego procesu ksiądz Kobyliński wymienia m.in. wiarę w grzechy pokoleniowe, praktykę spowiedzi furtkowej (jedno i drugie stanowczo odrzucił polski episkopat), picie wody egzorcyzmowanej i ogromną popularność charyzmatycznych księży z innych kontynentów, w tym znanego z rekolekcji na Stadionie Narodowym ks. Johna Bashobory.
____________
Dziękujemy Wydawnictwu Znak za przekazanie książki do recenzji.
Staszek Krawczyk
Dawniej przez parę lat ważny był dla mnie Ruch Światło-Życie, potem poznańscy dominikanie. Do zakonu kaznodziejskiego nadal jestem przywiązany. Poza tym piszę doktorat o polskiej literaturze fantastycznej w Instytucie Socjologii UW, a w wolnych chwilach śpiewam pod nosem – szczególny sentyment mam do piosenek Jacka Kaczmarskiego.