Talerz z Matką Bożą

La Salette, jedno z najważniejszych miejsc kultu maryjnego we Francji. Po sklepie z dewocjonaliami krąży starsza pani, która zdążyła już zapakować do swojego koszyka kilka mydełek zapachowych wykonanych przez okolicznych mnichów. Podchodzi do półki z ręcznikami, przegląda śliniaczki, patrzy na haftowane torby na chleb. Wszystko z podobizną Maryi lub chociaż znakiem firmowym La Salette. Nie znalazłszy czegoś, podchodzi do mnie i pyta „Przepraszam, a nie mają Państwo szlafroków z Matką Boską?”. Kiedy nieco zdezorientowany odpowiadam, że nie, kobieta patrzy na mnie z niedowierzaniem.

________________________

To tylko jedno z wielu wspomnień, jakie zachowałem z lipca spędzonego na wolontariacie w La Salette we Francji, będąc jednym z ekspedientów w sklepie z pamiątkami. Jak może wiecie, sklepiki z pamiątkami w pobliżu miejsc świętych i wszelkiego typu sanktuariów zajmują się głównie sprzedażą dewocjonaliów różnorakiej maści – wszystko, oczywiście, w odpowiednio podwyższonej cenie. Przez miesiąc zetknąłem się z wieloma rodzajami klientów i co najmniej kilkukrotnie zdziwiły mnie rzeczy, których oni szukali.

Poza rzeczami tradycyjnymi, jak wszelkiej maści krzyże do powieszenia na ścianę, obrazki z modlitwami, obrazy z Matką Boską, Jezusem lub świętymi, wiele rodzajów medalików czy naszyjników, sprzedawaliśmy między innymi… kamyki z naklejonym wizerunkiem Matki Boskiej Saletyńskiej, talerzyki z jej wizerunkiem, kieliszki, joja, zapalniczki, zeszyty, a nawet popielniczki (choć obecna wersja nie pobiła tej sprzed paru lat, w której papierosa gasiło się centralnie na twarzy Maryi). A ludzie pytali o rzeczy jeszcze dziwniejsze: pudełeczka na hostię, papierosy, butelkowaną wodę ze źródełka (które znajduje się sto metrów od sklepiku, całkowicie za darmo)…

Sanktuarium w La Salette – bazylika i hotel dla pielgrzymów

Sanktuarium w La Salette – bazylika i hotel dla pielgrzymów

Kilka sytuacji szczególnie wyryło mi się w pamięci. Pewnego dnia do sklepu wpadła wycieczka polska i pewna pani zapytała, czy możemy jakoś ostemplować wszystkie rzeczy, które kupiła tutaj na miejscu (parę książek, długopisy i pocztówkę). Odparłem, że nie ma problemu, ale to może zniszczyć te przedmioty. Ostatecznie kobieta zdecydowała się na zapakowanie każdej rzeczy w papier na prezenty wraz z naklejką La Salette. Innym razem zapytano mnie, czy mamy różańce. Odpowiedziałem, że mamy, i zacząłem pokazywać – te za małe, nie mogą być plastikowe, nie sama dziesiątka, drewniane, ale te mają paciorki za duże, te za małe, te znowu za duże, a w ogóle to najlepszy byłby z tego ciemnego drewna, ale z medalikiem jak w tym większym, mają może Państwo takie? W takich momentach czułem się jak w supermarkecie pomieszanym ze sklepem odzieżowym – klient szukał odpowiadających mu dewocjonaliów, a my, jako obsługa, mieliśmy zadbać o jego zadowolenie.

Czego szuka taki typowy klient wchodzący do sklepu? Zacznijmy od podziału na Krajowców i Zagraniczniaków. Ci pierwsi wchodzili na pewniaka, świadomi, że nic nie stoi na przeszkodzie pomiędzy nimi a udanymi zakupami – przecież są native’ami, na pewno się dogadają i kupią na co tylko mają ochotę. W drugim przypadku sprawa się komplikowała. Pojawiała się bariera językowa, pojawiał się stres, nerwy towarzyszące problemom komunikacyjnym – a tu człowiek był zmęczony, chciałby jakąś pamiątkę, a nie był pewien, czy będzie w stanie się dogadać.

Dla niektórych podróż do Sanktuarium miała z pewnością głównie charakter duchowy, a odwiedziny w sklepiku wiązały się z zakupem jakichś symbolicznych pamiątek dla siebie i rodziny (krzyżyki, medaliki, modlitwy, różańce; bardzo łatwo było je poświęcić już na miejscu). Pojawiały się też jednak starsze panie, obkupujące się dla wnucząt, które potrafiły wydać 100–200 euro na same bibeloty. Było także wielu „hardkorowych” pielgrzymów-turystów, którzy kupowali rzeczy o zaporowych cenach – czasami z powodów kolekcjonerskich (jeden pan na przykład zbierał figurki z wizerunkami Maryi) czy z chęci stworzenia domowej kaplicy (witraże, kadzidła).

Wnętrze sklepu z dewocjonaliami w La Salette

Wnętrze sklepu z dewocjonaliami w La Salette

Sporo ludzi kupowało olbrzymią ilość dziwnych bibelotów bez żadnego wyraźnego celu – jak wspomniane wyżej ręczniki, zapalniczki, joja czy inne gadżety z zaznaczonym „La Salette” lub wizerunkami Chrystusa czy Maryi. Dlaczego? Osobiście widzę w tym przypadku dwa możliwe wytłumaczenia. Pierwszym jest to, że ludzie kupują takie rzeczy, aby mieć pamiątkę z pobytu, jak znad morza; aby móc się pochwalić przed znajomymi „byłem tu i tu, patrz, co sobie kupiłem” i ewentualnie „patrz, ja kupiłem figurkę Maryi za tyle a tyle euro, a Ty?” – taka przepychanka na temat wyższości czyichś uczuć religijnych na poziomie finansowym.

Drugi powód wydaje się poważniejszy – to próba załatania pewnej pustki duchowej poprzez zakup rzeczy powiązanych z Bogiem. Nie potrafisz odczuć Jego obecności, trudno ci skoncentrować się na modlitwie? Kup sobie kubek z Jezusem, od razu będziesz wiedział, że jest On tuż obok ciebie. To, według mnie, próba przeniesienia relacji, bliskości z Bogiem z trudniejszego, metafizycznego, wymiaru w wymiar łatwy i prosty – konsumpcyjny. Można wierzyć, że zakup krzyża czy medalika ma jakiś związek z wiarą, czy jest jakimś rodzajem deklaracji, ale na co komu zestaw obiadowy z Matką Bożą? Jojo? Metr krawiecki z jej zapłakanym obliczem? Co wspólnego z wiarą ma zakup XYZ, które postawi się przy kominku albo w salonie? Nic – ale to genialny zabieg marketingowy. Religię, a dokładniej mówiąc niektóre jej przejawy, zmieniono w marki. Jak ubrania z Nike, Adidasa czy Pumy, tak „dewocjonalia” z La Salette, Fatimy, Lourds i Częstochowy mają świadczyć o statusie duchowym ich posiadaczy, o tym, jak bardzo wierzą. Być może jest to również, po części, odpowiedź na gwałtowną przemianę świata, w którym komercja odgrywa coraz większą rolę, a kościoły, szczególnie w zachodniej Europie, pustoszeją. Nie chcesz chodzić do kościoła, wkurza cię twój proboszcz? Kup sobie talerz z Matką Bożą, to przecież wystarczy.

________________________

Zdjęcie bazyliki i hotelu dla pielgrzymów w La Salette znaleźliśmy w serwisie Wikimedia Commons, gdzie zostało udostępnione na licencji GNU Free Documentation License. Autorem fotografii jest internaut(k)a o pseudonimie „james 561”. Zdjęcie wnętrza sklepu w La Salette wykonała Joanna Marczuk.

Bartek Łopatka

Historyk amator, fantasta i studiujący filolog. Pod względem duchowym jestem raczej indywidualistą niż wspólnotowcem, nie pociągają mnie spotkania w dużych grupach – znacznie lepiej czuję się, czytając lub rozmawiając w małym gronie. Lubię piesze pielgrzymki i wędrówki po górach.

Tweety na temat @Przedmurze