Nie ma żadnego odmłodzenia
Biskup Wojciech Polak zostanie nowym prymasem Polski. Powinniśmy jednak dwa razy pomyśleć, nim stwierdzimy, że to zapowiedź odmłodzenia rodzimego episkopatu.
________________________
W niektórych mediach (m.in w Polskim Radiu) można przeczytać, że nominacja bp. Wojciecha Polaka na prymasa naszego kraju to znak, iż Franciszek chce odmłodzić polski Kościół. Podaje się tu m.in. argument, że papież mógł pozostawić abp. Józefa Kowalczyka na stanowisku aż do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku, lecz nie podjął takiej decyzji. Sam z początku myślałem w podobny sposób.
Czy można istotnie mówić o odmłodzeniu władz Kościoła w Polsce? Na początek zauważmy, że nowy metropolita gnieźnieński nie jest wcale najmłodszym prymasem w historii Polski, również historii współczesnej. Kto sądzi inaczej, ten niech zajrzy do życiorysów kardynałów Stefana Wyszyńskiego (urzędującego w latach 1948–1981) i Augusta Hlonda (1926–1948). W chwili mianowania byli oni o parę lat młodsi od obecnego prymasa, tak samo zresztą jak bezpośredni poprzednik kard. Hlonda, bp Edmund Dalbor (1915–1926). Z kolei abp Józef Glemp (1981–2009) uzyskał nominację w wieku 51 lat (bp Polak ma lat 49), w dodatku raptem dwa lata po święceniach biskupich. Spośród pięciu hierarchów, którzy zostali prymasami Polski w XX stuleciu, jedynie Edward Likowski (1914–1915) otrzymał godność w statecznym wieku 78 lat. Po przypomnieniu tych faktów mianowanie bp. Wojciecha Polaka jawi się bardziej jako powrót do tradycji niż wewnątrzkościelna rewolucja. To raczej arcybiskupi Henryk Muszyński i Józef Kowalczyk (pierwszy został prymasem jako 76-latek, drugi – jako 71-latek) byli nominatami nietypowymi pod względem wieku. Powinniśmy zweryfikować swoje wspomnienia.
Trzeba nam też pamiętać, że za nowym metropolitą Gniezna przemawiają kwestie niepomiernie ważniejsze niż stosunkowo młody wiek. Nie mówimy wszak o człowieku znikąd, lecz o dwukrotnym sekretarzu generalnym Konferencji Episkopatu Polski, który w chwili święceń – jako 39-latek – był podobno najmłodszym biskupem na świecie. (Ciekawe, że współkonsekratorem obecnego prymasa nominata był abp Stanisław Gądecki, od tego roku przewodniczący KEP – to stanowisko w praktyce istotniejsze, ale niższe od godności prymasa w kategoriach honorowych). W dodatku Wojciech Polak przez ponad dekadę pełnił funkcję biskupa pomocniczego archidiecezji gnieźnieńskiej, co z pewnością nie przeszkodziło mu w objęciu schedy po abp. Józefie Kowalczyku.
Wszystko to jednak jest mniej ważne niż pozostałe Franciszkowe nominacje polskich biskupów diecezjalnych, które stanowczo nie potwierdzają nienowych skądinąd nadziei na nagłe obniżenie wieku hierarchów. Biskup bielsko-żywiecki Roman Pindel ma lat 55, biskup rzeszowski Jan Wątroba – 59, biskup siedlecki Kazimierz Gurda – 60, biskup elbląski Jacek Jezierski – 64, biskup drohiczyński Tadeusz Pikus – 64, biskup legnicki Zbigniew Kiernikowski – 67. Tylko nieco młodsi są mianowani przez Franciszka biskupi pomocniczy: ich średni wiek to pięćdziesiąt kilka lat. Niektórzy obejmą kiedyś własne diecezje, ale nie stanie się to jutro. (Wypada jeszcze odnotować, że metropolitą Krakowa pomimo formalnej rezygnacji pozostał kardynał Stanisław Dziwisz, ale to akurat wyjątek od reguły, niewątpliwie związany z rolą arcybiskupa w przygotowaniach do Światowych Dni Młodzieży).
Wniosek? Nie ma żadnego odmłodzenia. Nie chcę przy tym powiedzieć, że potrzeba nominacji młodszych biskupów diecezjalnych to oczywistość niepodlegająca dyskusji (zaliczam się do zwolenników takiego rozwiązania, ale zdaję sobie sprawę, że dla obecnego stanu rzeczy również można znaleźć ważkie racje). Kluczowe jest co innego: jeśli w jakimkolwiek kontekście mamy mówić o odmłodzeniu władz polskiego Kościoła, to w hipotetycznej przyszłości, a nie teraz.
________________________
Zdjęcie prymasa nominata pochodzi z Wikipedii i znajduje się w domenie publicznej.
Jeśli tekst przypadł Wam do gustu, zapraszamy do polubienia fanpage’a, na którym regularnie piszemy o sprawach Kościoła.
Staszek Krawczyk
Dawniej przez parę lat ważny był dla mnie Ruch Światło-Życie, potem poznańscy dominikanie. Do zakonu kaznodziejskiego nadal jestem przywiązany. Poza tym piszę doktorat o polskiej literaturze fantastycznej w Instytucie Socjologii UW, a w wolnych chwilach śpiewam pod nosem – szczególny sentyment mam do piosenek Jacka Kaczmarskiego.