„Odbuduj mój Kościół!”
Pierwszy od ponad tysiąca dwustu lat papież spoza Europy… Pierwszy papież z Ameryki… Pierwszy papież z Południa… Pierwszy od wielu wieków, który przyjął nieużywane wcześniej imię… Pierwszy papież z zakonu jezuitów… W istocie „pierwszy” w tylu kategoriach, że samo ich wyliczenie już na wstępie każe mimowolnie uznać ten pontyfikat za przełomowy, odmienny od wszystkich, rewolucyjny. Patrząc na początkowe reakcje po wyborze kardynała Jorge Mario Bergoglio na biskupa Rzymu, można było uwierzyć, że radość z wyboru papieża była tego wieczoru – może nawet bardziej niż kiedykolwiek – naprawdę szczera i pełna nadziei. Podkreślano osobiste zalety Franciszka: jego skromność i głęboką pobożność (które wszakże szły w parze z wybitnym intelektem), prostotę (ponoć jako biskup sam gotował sobie posiłki), przejawianą częstokroć troskę o ubogich… Nic dziwnego, że wielu przypominało słowa, jakie miał usłyszeć na początku swej misji imiennik nowego papieża: „Franciszku, odbuduj mój Kościół!”. Tłumy zgromadzone przed bazyliką św. Piotra swoją radosną reakcją zdawały się powtarzać te słowa, kierując je do skromnego starego człowieka, który obejmując władzę nad potężnym Kościołem rzymskim, przyjął imię najuboższego ze świętych, Biedaczyny z Asyżu.
Cóż, nie będę ukrywał, że dla mnie samego wybór kardynała Bergoglio na papieża był niespodzianką. Ale niespodzianką miłą – mimo wszystko ucieszyło mnie, że nowy biskup Rzymu pochodzi spoza Europy. Ujął mnie też wybór papieskiego imienia, ale nie dlatego, że jest ono ładne i wcześniej nieużywane przez papieży. Nie, wzruszyło mnie (tak!) to, że Franciszek, jak bodaj nikt przed nim, podkreślił tym prostym gestem istotę papieskiej misji – bycie „sługą sług Bożych”. Wzruszyła mnie prostota, jaka biła z pierwszego przywitania papieża z wiernymi, tego zwykłego „Dobry wieczór!”. Wzbudziła głęboki szacunek modlitwa w intencji papieża emeryta oraz pokora, z jaką następca Świętego Piotra prosił o modlitwę w swojej własnej intencji. Tak, przyznam, że miałem łzy w oczach, że miałem ochotę modlić się przed telewizorem – dziękując Bogu za to, że „Duch wieje, kędy chce”, że przywiał nam papieża z drugiej półkuli, papieża, który odbuduje nasz Kościół.
Dobrze, ale poczekajmy na konkrety – powie ktoś, a ja przecież będę musiał się z nim zgodzić. Wiele spraw w Kościele czeka na rozwiązanie, wiele musi zostać wyjaśnionych, sporo rzeczy trzeba naprawić lub zmienić. Nikt także nie ma już chyba wątpliwości co do tego, że papież musi się liczyć z potężną Kurią, nie zawsze idącą na rękę nowatorskim pomysłom, a mającą w Kościele bardzo dużo do powiedzenia. I trudno w końcu odpędzić myśl, że jednak ten pontyfikat ma być chyba pontyfikatem przejściowym – Franciszek ma 76 lat, trudno oczekiwać, iż będzie tak aktywny i pełen energii jak papież Wojtyła. Może mu po ludzku nie wystarczyć czasu albo sił, aby dokonać rzeczy, których się od niego – milcząco – już teraz oczekuje.
Ale z drugiej strony: czy nie wierzymy, że Bóg dopuszcza często rzeczy pozornie nieprawdopodobne albo wręcz niemożliwe? Czy nie na tym polega „szaleństwo wiary”? Pamiętajmy, że pontyfikat Jana XXIII też miał być przejściowy (Angelo Roncalli został wybrany – tak! – w wieku 76 lat), a okazał się jednym z najważniejszych w historii Kościoła. Więc nie wstydzę się wielkich nadziei, jakie pokładam w pontyfikacie papieża Franciszka. Nadziei na odnowienie Kościoła, na rozsupłanie wszystkich zawikłanych spraw, na pontyfikat naznaczony troską o wiernych (ale również tych dalekich od wiary), a także o wszystkich ubogich, cierpiących, zapomnianych. Dziś wieczorem papież Franciszek swoją pokorą, swoimi gestami przypomniał o tym, czym jest duch Ewangelii. Oby cały jego pontyfikat był przeniknięty tym duchem. Mocno w to wierzę.
________________________
Zdjęcie papieża Franciszka zaczerpnęliśmy ze strony National Jesuit News.
Adam Sielatycki
Bliska jest mi idea Kościoła Otwartego – rozumianego jako miejsce, w którym współistnieją różne wizje katolicyzmu i chrześcijaństwa, a jednocześnie nikt nie spiera się o to, kto jest uczniem Pawła, a kto Apollosa, ponieważ wszyscy jesteśmy uczniami Chrystusa. Żywię niezaspokojoną chęć zrozumienia świata (stąd studia socjologiczne), pasjonuję się poezją i dobrą muzyką (jestem wyznawcą Beatlesów i Dylana, ale równie chętnie chłonę muzykę filmową oraz polską piosenkę poetycką).